This review may contain spoilers
Przepis na pandemie czyli zombie z dzikiego ziela.
Cała seria Kingdom to na pewno coś odświeżającego na półce z motywem krwiożerczych postaci potocznie zwanych zombie.
Kiedyś w gatunków krwiożerczych istot królowały wampiry dziś tę pałeczkę przejmują bezmózgie ludzkie bestie co rusz zmieniając im tylko genezę powstania i ewentualne charakterystycznych zdolności.
O ile zombie ze słynnego Train to Busan były czystą niewiadomą pojawiającą się nagle w ferworze dnia codziennego tak w przypadku Kingdom mamy całkiem sympatycznie przedstawioną historię powstania takiego pierwszego potworka.
Jeden niewinny kwiatuszek kryjący się w lodowatych zakamarkach gór był w stanie zalać krwiożerczą pandemią całe królestwo przeciwko sobie. Co ciekawe i niespotykane pomimo najprostszego zabijania ofiar tej paskudnej zarazy okazuje się że na bycie zombie istnieje nawet lekarstwo. Oczywiście, żeby nie było zwyczajnie drastycznie przez całe TYLKO 6 odcinków (na sezon) poza akcjami z mordobiciem, wyrzynaniem i hektolitrami krwi adrenalinę podnoszą królewskie intrygi, polityczne igraszki i standardowo jak w saegukach walka o tron. Do postaci które naprawdę sympatycznie się prezentują na ekranie raczej nie przewiążecie się emocjonalnie gdyż poza brakiem czasu kompletnie scenariusz nie przywiązuje do tego uwagi.
O ile w większości zombiastycznych produkcji chce się za kimś łezkę puścić, tutaj stety lub niestety nie jest nawet człowiekowi specjalnie smutno. Myślę że bardzo to ujmuje produkcji. Teoretycznie szybkie tempo bo tylko 6 epów, a niejednokrotnie nie mogłam wytrzymać tych do bólu ciągniętych scen rozmów na tle politycznym. Niby czas goni bo horda zombie zaraz napadnie wioskę a z drugiej strony mamy jeszcze chwilkę między sobą się napadać i walczyć o stołek...
Z tego naciskającego pośpiechu łapie się niejedną gafę w scenariuszu.
*spoiler time* Na przykład nie ogarniam dlaczego informacje kluczowe jak sposób powstrzymania zombie czy lekarstwa wychodziły tak niemożliwie powoli że właściwie przez to dużo zginęło? Dlaczego polityczne intrygi i spiski również wychodziły (a nawet i nie..) w tak ślimaczym tempie? Czemu tak wolno zakumać grupie ludzi że gdy Królowa gromadziła ciężarne kobiety i zabijała dziewczynki odrazu nie śmierdziało faktem że nie jest w ciąży? itd itd itd. Albo jak to się stało na końcu sezonu drugiego, że podczas ostatecznej ucieczki księcia z grupką żołnierzy po tym całym CUDOWNIE SZYBKO oblodzonym jeziorze w chyba jeden wieczór nikt nie wpadł na pomysł by dużo wcześniej przebić lód? Tylko czekać aż dosłownie cała horda ich otoczy i wtedy się zmagać z krą lodu na pewnie 10cm? MINDBLOW.
Dużo rzeczy sprawiło mi większych frustracji i nerwów niż horda zombie znikąd w porażającej ilości i to zdecydowanie odjęło mi całej urody w tym tytule, który myślałam że ma jakieś szanse być czymś tak dobrym jak Sweet Home tylko że w innej erze.
Oj tak, zawiodłam się. Nie we wszystkim, ale kompletnie nie był to mój typ.
Muzyki kompletnie nie pamiętam, także uznaje ją za nieobecną,a aktorzy byli w porządku dobrani w sumie nie mam się tu co czepiać.
Podsumowując
Kingdom ma całkiem ciekawą horror historyjkę na dwa długie wieczory. Jeśli pragniesz obejrzeć coś wyjątkowego to dobrze trafiłeś, znajdziesz tu powiew historycznego klimatu z dawką paskudnych bestii. Coś w sam raz na odpoczynek od codziennych obyczajówek.
Kiedyś w gatunków krwiożerczych istot królowały wampiry dziś tę pałeczkę przejmują bezmózgie ludzkie bestie co rusz zmieniając im tylko genezę powstania i ewentualne charakterystycznych zdolności.
O ile zombie ze słynnego Train to Busan były czystą niewiadomą pojawiającą się nagle w ferworze dnia codziennego tak w przypadku Kingdom mamy całkiem sympatycznie przedstawioną historię powstania takiego pierwszego potworka.
Jeden niewinny kwiatuszek kryjący się w lodowatych zakamarkach gór był w stanie zalać krwiożerczą pandemią całe królestwo przeciwko sobie. Co ciekawe i niespotykane pomimo najprostszego zabijania ofiar tej paskudnej zarazy okazuje się że na bycie zombie istnieje nawet lekarstwo. Oczywiście, żeby nie było zwyczajnie drastycznie przez całe TYLKO 6 odcinków (na sezon) poza akcjami z mordobiciem, wyrzynaniem i hektolitrami krwi adrenalinę podnoszą królewskie intrygi, polityczne igraszki i standardowo jak w saegukach walka o tron. Do postaci które naprawdę sympatycznie się prezentują na ekranie raczej nie przewiążecie się emocjonalnie gdyż poza brakiem czasu kompletnie scenariusz nie przywiązuje do tego uwagi.
O ile w większości zombiastycznych produkcji chce się za kimś łezkę puścić, tutaj stety lub niestety nie jest nawet człowiekowi specjalnie smutno. Myślę że bardzo to ujmuje produkcji. Teoretycznie szybkie tempo bo tylko 6 epów, a niejednokrotnie nie mogłam wytrzymać tych do bólu ciągniętych scen rozmów na tle politycznym. Niby czas goni bo horda zombie zaraz napadnie wioskę a z drugiej strony mamy jeszcze chwilkę między sobą się napadać i walczyć o stołek...
Z tego naciskającego pośpiechu łapie się niejedną gafę w scenariuszu.
*spoiler time* Na przykład nie ogarniam dlaczego informacje kluczowe jak sposób powstrzymania zombie czy lekarstwa wychodziły tak niemożliwie powoli że właściwie przez to dużo zginęło? Dlaczego polityczne intrygi i spiski również wychodziły (a nawet i nie..) w tak ślimaczym tempie? Czemu tak wolno zakumać grupie ludzi że gdy Królowa gromadziła ciężarne kobiety i zabijała dziewczynki odrazu nie śmierdziało faktem że nie jest w ciąży? itd itd itd. Albo jak to się stało na końcu sezonu drugiego, że podczas ostatecznej ucieczki księcia z grupką żołnierzy po tym całym CUDOWNIE SZYBKO oblodzonym jeziorze w chyba jeden wieczór nikt nie wpadł na pomysł by dużo wcześniej przebić lód? Tylko czekać aż dosłownie cała horda ich otoczy i wtedy się zmagać z krą lodu na pewnie 10cm? MINDBLOW.
Dużo rzeczy sprawiło mi większych frustracji i nerwów niż horda zombie znikąd w porażającej ilości i to zdecydowanie odjęło mi całej urody w tym tytule, który myślałam że ma jakieś szanse być czymś tak dobrym jak Sweet Home tylko że w innej erze.
Oj tak, zawiodłam się. Nie we wszystkim, ale kompletnie nie był to mój typ.
Muzyki kompletnie nie pamiętam, także uznaje ją za nieobecną,a aktorzy byli w porządku dobrani w sumie nie mam się tu co czepiać.
Podsumowując
Kingdom ma całkiem ciekawą horror historyjkę na dwa długie wieczory. Jeśli pragniesz obejrzeć coś wyjątkowego to dobrze trafiłeś, znajdziesz tu powiew historycznego klimatu z dawką paskudnych bestii. Coś w sam raz na odpoczynek od codziennych obyczajówek.
Was this review helpful to you?